środa

Milczenie owcy

Hej i Cześć i Dzień dobry i Czołem!
Minęły dwa lata od czasu kiedy byłem tu po raz ostatni. Dwa długie lata. Dwa lata dużych zmian, wielu przygód, doświadczeń i przede wszystkim mojej sporej ewolucji. 
Przeczytałem poprzednie posty sprzed kilku lat i teraz mogę stwierdzić, że to stek bzdur niewartych uwagi napisanych przez chłopca który nie wie zbyt wiele o życiu i jest rozhisteryzowany. Zdecydowałem jednak, że nie będę kasował tych postów - to wspomnienia do których czasami można zajrzeć i przypomnieć sobie jak to było wtedy. 


Teraz jest już zupełnie inaczej. Już nie jestem tym chłopcem który pisze słodkim tonem o swoim życiu lub nieco ostrzejszym o beznadziejności ludzkiej egzystencji. Chyba trochę wydoroślałem. Nawet na pewno. Chociaż wciąż jestem niemądrym chłopcem i nie potrafię wyleczyć się z pewnych przypadłości które przydarzają się dorosłym, ale o tym za chwilę.
Przez te długie miesiące nauczyłem się prawdziwego życia - umiem gotować, wiem jak prać żeby nie zafarbowało, wiem jak postępować z kotem żeby nie podrapał, nawet wiem jak poprawnie wyprasować koszulę aby uzyskać ten idealny efekt 'bez zagnieceń'. Nie jestem tylko pewien czy nauczyłem się miłości. Chyba nie, ale na pewno wiem o niej trochę więcej.
Byłem w związku. W sumie spoko uczucie, ta świadomość że ktoś Cię kocha - naprawdę polecam. Chociaż przyznaję, że gdy to się dzieję to nie odczuwa się tego efektu WOW, dopiero z perspektywy czasu przychodzi taka weryfikacja, że to uczucie było bardzo okej i że chcę się go z powrotem, chce się poczuć raz jeszcze.
Ale samo uczucie to nie wszystko. Teraz już wiem, że musi ono współgrać z tą całą otoczką życia codziennego tj. wykonywaniem obowiązków domowych, wkładem finansów do wspólnego budżetu czy seksem. I kiedy okazuje się że druga strona ignoruje zasady tej otoczki życia codziennego, wtedy ona zaczyna się walić i zostaje się na samym fundamencie zwanym uczuciem. Tyle że samo uczucie ciężaru tego związku nie utrzyma. Zaczyna się nienawidzieć, psuć, gardzić i nie szanować. Zaczyna się robić bardzo źle. Przestajesz kochać, przestajesz myśleć, przestajesz czuć. Jesteś nieszczęśliwy, a druga stronie Cię nie rozumie bo przecież kocha, a miłość jest ponoć najważniejsza. 
Włącza Ci się pieprzony syndrom matki Teresy, wiesz że to już nie ma sensu, że tego nie da się naprawić ale nie zostawisz, bo... co ta druga osoba zrobi bez Ciebie? A jeśli sobie nie poradzi? A jeśli się zabije? ...
I tak żyjesz miesiąc, rok, a nawet dwa. Dzień mija za dniem, życie ucieka przez palce, niewiele się dzieje. 

Aż w końcu nadchodzi moment który nazwę PRZEŁOMEM. Nie będę tego okresu opisywał. Po prostu nadchodzi PRZEŁOM (trwa kilka dni). Zostajesz sam.
Czujesz, że jest ok. Czujesz, że sobie poradzisz i że w końcu coś się zmieni na lepsze. I jest ok. Mija kilka dni. Ale nagle zaczynasz być świadkiem różnych sytuacji których nie chciałbyś widzieć. Zaczynasz dochodzić do pewnych wniosków do których nie chciałbyś nigdy dochodzić. Nagle uświadamiasz sobie, że po tym wszystkim wciąż jesteś w samym środku tego orkanu który Cię wyniszcza jeszcze bardziej niż nawet w trakcie trwania tego związku. Chcesz uciec. Trafiasz na upór. Nie możesz uciec. Patrzysz na to. Pijesz. Nie chodzisz do pracy. Myślisz, że Twoje życie nie ma sensu. Widzisz obok siebie szczęśliwego człowieka. Daje Ci do zrozumienia, że te dwa lata to dwa zmarnowane lata. Zmarnowane lata pełne moich starań. Chcesz przestać na to patrzeć. Chcesz się zabić. 
Na szczęście każdy z nas ma swojego Anioła Stróża. Anioł przyszedł i dał sporo mocy by sobie poradzić. I udało się. Po dokładnie sześciu tygodniach tego koszmaru w końcu udaje się uciec.
Czujesz lekką ulgę ale też i żal, a nawet smutek. Długo czujesz smutek, długo czujesz że jest ci źle. Nie tego się przecież spodziewałeś.
Nie możesz spać. Śni Ci się ciągle ten sam sen, ta sama scena. I chociaż chcesz się wycofać i zawrócić na tej klatce schodowej, bo wiesz co czeka Cię w środku, to nie możesz. 
Minęło 9 miesięcy. Wciąż nie jest super dobrze. Przeszłość czasami wraca jak bumerang chociaż tego wcale nie chcesz. Chcesz sobie ułożyć życie na nowo ale nie jesteś pewny czy jesteś na to psychicznie gotowy. Czasami płaczesz. Nie radzisz sobie z nowymi sytuacjami. Nie lubisz siebie. Rzadko patrzysz w lustro. 

Zakończenia nie będzie bo go jeszcze nie znam, to wszystko jeszcze trwa. Nie dam Ci żadnych złotych rad, nie wyciągnę wniosków na koniec. Sam na podstawie własnej autopsji musisz radzić sobie ze swoimi uczuciami i swoim życiem. A mi życz szczęścia w życiu. I takiej prostej normalności.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mimo, że lipiec sople z ust zwisają mi
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz